KDM
Strapionych pocieszać

Nie słowa są ważne, ale przekonanie osoby pocieszanej, że nie jest nam obojętne to, co przeżywa. Odczucie bliskości. Trzeba nieraz, aby strapiony, przerażony niepewną sytuacją człowiek wykrzyczał to, co nosi w sobie. I wtedy przychodzi ulga. Być miłosiernym – pocieszać strapionych – to znaczy powiedzieć komuś: „Nie jesteś mi obojętny”.

Życie nikogo z nas nie jest wolne od utrapień. Są w nim chwile i miejsca, w których udręka jest ‘u siebie’, a my szukamy sposobów wyzwolenia się z niej. Czasami na próżno. Potrzebujemy pocieszenia. Czasami jesteśmy zażenowani strapieniami innych, przychodzą bowiem nie w porę i psują nam nasz świetny humor. Najczęściej jednak chcielibyśmy coś dla tych ludzi zrobić. I wtedy staramy się coś pocieszającego powiedzieć. Coś w stylu: „Będzie lepiej”, „Nie martw się”, „Odwagi!”. Niekiedy próbujemy odwrócić uwagę strapionej osoby od źródła utrapienia, chcąc, aby o nim zapomniała. Ale ono nie zawsze skutkuje.

Chrześcijańskie pocieszenie przede wszystkim nie opiera się na kunszcie słowa, ale na bliskości. Przywołajmy jako przykład sytuację obecność Maryi na drodze krzyżowej Jezusa. Chrystus przyjął pociechę, którą dała Mu obecność Matki. Ona była obecna – chociaż milczała. Nie tłumaczyła Jezusowi: „Nie martw się, będzie lepiej”. Nie obiecywała łatwego rozwiązania sytuacji. Ale czyż Jej obecność nie była dla Jezusa źródłem pocieszenia i umocnienia?